Różnorodne przemyślenia

Trochę rzeczy zdarzyło się w roku 2020 w NBA i nie tylko... zaczynając od śmierci Davida Sterna i Kobego Bryanta aż do Trade Deadline przez kłótnie na polskim koszykarskim podwórku... mam różne przemyślenia na te tematy (mam nadzieję, że tak celne, jak na obrazku poniżej ;)) i w tym tekście się nimi podzielę:

 

Stern & Kobe

Styczeń 2020 był jednym z najbardziej smutnych miesiąców dla fanów NBA. David Stern, były komisarz ligi przez 30 lat, dzięki któremu NBA zyskała popularność na całym świecie, zmarł 1 stycznia, natomiast dobrze znany były zawodnik, Kobe Bryant, zginął w katastrofie helikoptera wraz z córką i siedmioma innymi osobami 26 stycznia.

Bardzo cieszy to, w jaki sposób cały świat koszykarski połączył się wobec tych smutnych wydarzeń i aż chciałoby się, żeby taka jedność wśród fanów (ale też i na całym świecie) była zawsze. Niech Panowie spoczywają w pokoju i miejmy nadzieję, że kolejne miesiące tego roku nie będą już takie smutne.

Moje wspomnienia związane z Kobe'm Bryantem nie jest może bardzo osobiste, ponieważ nigdy nie był moim ulubionym graczem, ale szanowałem go za to jakim był koszykarzem i człowiekiem. Zacząłem interesować się NBA, gdy Lakers byli czołową drużyną i pierwszy mecz na żywo, który obejrzałem, to było spotkanie nr 1 finału 2010 między Lakers a Celtics, w którym Bryant rzucił 30 oczek i doprowadził do zwycięstwa ekipę z LA.

Śmierć Bryanta wydarzyła się akurat gdy Kobe świetnie radził sobie jako ojciec, był blisko NBA wspierając wielu graczy i było o nim głośno, gdyż dzień wcześniej LeBron James wyprzedził go na liście najlepiej punktujących w sezonach regularnych. Wobec tego taka informacja wydawała się wręcz nierealna, a jednak okazała się prawdziwa...

Mam nadzieję, że śmierć Kobego i symboliczne kontynuowanie jego dziedzictwa przez LeBrona nie stanie się dla ligi narzędziem do tego, żeby na siłę pomagać drużynie z Miasta Aniołów w trakcie play-offów, by zwiększyć popularność ligi.


Polskie podwórko

Konflikty z Polskim Związkiem Koszykówki mieli już Marcin Gortat i Maciej Lampe. Teraz związek ma konflikt z Adamem Waczyńskim, który nie został powołany do reprezentacji na eliminacyjne mecze do Mistrzostw Europy. Po braku powołania Waczyński wydał oświadczenie, na które odpowiedział zarówno Mike Taylor, jak i PZKosz. Przykre jest to, jak kolejny czołowy zawodnik reprezentacji jest tak traktowany przez PZKosz i wydaje się, że nic dobrego z tego nie może wyjść...

Jeszcze we wrześniu minionego roku była okazja na dobrą promocję polskiej koszykówki, po historycznym sukcesie, natomiast teraz spodziewajmy się powrotu do szarej rzeczywistości, czyli przeciętności... jeszcze jakbyśmy mieli szeroką wyrównaną kadrę na wysokim poziomie, to utrata ważnych graczy nie byłaby może tak odczuwalna, ale realnie patrząc brak Waczyńskiego (i być może słaba atmosfera w szatni z tego względu) jest poważnym osłabieniem i porażka z Izraelem oraz rozmiar przegranej z Hiszpanią nie powinny być zaskoczeniem. Szkoda, że na takich konfliktach traci cała polska koszykówka...


Oprócz kłótni PZKosz, na polskim podwórku mieliśmy kłótnie między dziennikarzami a blogerem, Karolem Śliwą, prowadzącym bloga "Karol Mówi". Karol jest niezależnym dziennikarzem i z pasji prowadzi bloga, jeździ na wiele spotkań NBA mając akredytację dziennikarską i miał możliwość zadania pytania Michaelowi Jordanowi. Kłótnia rozegrała się na twitterze i została potem opisana na blogu Karola.

Myślę, że najważniejsze jest, żeby coś, na co poświęca się czas, robić dobrze, z pasją i być szczęśliwym z tego powodu. Karol dokładnie tak robi i uważam, że świetnie się czyta jego teksty, natomiast dziennikarze są po prostu zazdrośni o jego sukcesy zamiast cieszyć się z tego, że można poczytać ciekawe spostrzeżenia od osoby, która nie bez powodu ma akredytacje na spotkania NBA.

Ja także ten blog prowadzę z pasji i cieszę się, że są osoby, które poświęcają czas na to, by poczytać moje przemyślenia dotyczące koszykówki (co sugeruje, że chyba robię to całkiem nieźle) mimo braku wykształcenia dziennikarskiego.


NBA

W świecie NBA sporo się działo, układ tabeli uległ zmianie, trwa walka o jak najlepsze bilanse w sezonie regularnym i wkrótce zobaczymy, jak będzie wyglądała drabinka play-offowa. Nie będę pisał o tabeli ani o wyborach graczy (i draftu) do Meczu Gwiazd, skupię się na trzech innych tematach:

Load management

Wiele osób narzeka na to, że gracze nie do końca przykładają się w trakcie sezonu regularnego, opuszczają mecze, choć mogliby grać zamiast stosować tak zwany load management. Szczególnie sytuacja odnosi się do Kawhi'a Leonarda i jego ograniczonej liczby spotkań.

Chciałbym zauważyć, że każdy organizm reaguje inaczej na wysiłek i regeneruje się w swoim tempie, a problemy ze zdrowiem Kawhi'a zaczęły się jeszcze, gdy występował dla Spurs. Wydaje się więc możliwe, że w przypadku jego organizmu więcej odpoczynku i nie rozgrywanie meczów dzień po dniu jest konieczne, aby długoterminowo zachować zdrowie.

Ponadto, jak zapewne wiecie, sezon NBA jest długi i najważniejszą częścią są play-offy, w trakcie których żadna drużyna nie ma spotkań dzień po dniu. Z jakiego powodu gracze mają zmuszać się do gry dzień po dniu, gdy nie jest to konieczne? Czy najważniejsze nie jest zdrowie oraz dobra forma w trakcie play-offów?

Oczywiście nie da się wszystkim dogodzić i kibice chcą widzieć w akcji swoich idoli jak najczęściej, ale czy nie ważniejsze jest widzieć ich w najlepszej formie walczących o mistrzostwo NBA? Władze NBA same nakręcają problem, gdyż zabroniona jest wymówka "load management" - gracz musi mieć wpisaną konkretną kontuzję, by móc usiąść na ławce w garniturze. To tylko sprawia, że zespoły muszą nieuczciwie wpisać jakiś uraz, by pozwolić graczom odpocząć... ale czy naprawdę o to chodzi lidze i co się zmieni, gdyby było wpisane "load management"?

Trade Deadline

Może nie było wielu spektakularnych wymian i żadna gwiazda nie zmieniła zespołu, jednak okres transferowy nie był też nudny. Każdy może mieć wyrobione zdanie na temat każdej z wymian i kto ją wygrał, ale nie na tym się tu skupię.

Chciałbym zauważyć, że jest to gorący okres dla graczy, którzy muszą być czujni, bo w każdej chwili mogą zmienić ekipę. Wielu graczy przyznało, że o wymianie dowiedziało się z mediów społecznościowych szybciej niż od zespołu... jest to trochę smutne, że takie sytuacje mają miejsce i to są realia ligi.

Smutne jest też to, że gracze nie mają wpływu na decyzje drużyn i wygląda to czasem tak, jakby byli workiem ziemniaków podczas ostatnich dni okienka transferowego. Wydaje mi się, że drużyny często ruchy transferowe robią na siłę, przez to, że to Trade Deadline... zawodnicy potem muszą się dopasować do nowej drużyny, do nowego miasta - to szczególnie nie jest łatwe, gdy mają swoje rodziny. Tak, NBA to biznes, ale w kraju z historią taką jak USA, to nie wygląda zbyt dobrze dla graczy, którzy mogą czuć się jak worek ziemniaków, niepewni swojej przyszłości.

Dlatego też patrząc na NBA jako biznes, nie powinniśmy winić graczy za brak lojalności - skoro drużyny nie są wobec nich lojalne, to dlaczego kibice mają wymagać tego od zawodników? Gracze powinni wybierać to, co uważają za najlepsze dla nich samych, a nie najlepsze dla opinii o nich w mediach.

Small-ball Houston Rockets - w tym szaleństwie jest metoda?

Gdy Houston Rockets wymienili Clinta Capelę nie dostając w zamian żadnego środkowego, wielu ludzi łapało się za głowę. Oczywiście ruch ten to pójście w small-ball, wystawienie pięciu niskich graczy, którzy potrafią trafiać zza łuku. Brak wysokiego gracza w szeregach Rockets wywołał tylko lawinę memów i śmiechu, gdy James Harden zaczyna spotkanie jako skaczący do rzutu sędziowskiego. Ale czy ten ruch jest taki bezsensowny?

Warto zwrócić uwagę, że Rockets spisywali się bez Clinta Capeli całkiem dobrze - w spotkaniach bez niego zanotowali bilans 10-1. Ponadto gdy środkowy grał, Houston zdobywało średnio 2,4 oczka więcej od rywali na 100 posiadań, natomiast bez niego ekipa z Teksasu na 100 posiadań była lepsza od rywali o 5 oczek. Sugeruje to, że nie miał on pozytywnego wpływu na grę zespołu.

Co więcej, Capela zanotował regres w liczbie zdobytych punktów na mecz (z 16,6 na 14 punktów) i nie był już tak skuteczny z gry (64,8% w zeszłym sezonie, 62,9% - w tym). Jego wartość zmalała i jego rola w tej drużynie była ograniczona, zatem wymienienie go, jeśli można dostać za niego kogoś wartościowego, miało sens.

Robert Covington był na celowniku Rockets od dłuższego czasu i idealnie pasuje do stylu gry tej ekipy - potrafi celnie rzucić zza łuku, a także dobrze broni zarówno graczy niskich, jak i wysokich. Covington nie potrzebuje oddawać wielu rzutów - wystarczy, że będzie rozciągał grę dla Westbrooka i Hardena. Ważna jest też mobilność w obronie tego gracza i bez problemu Rockets mogą zmieniać krycie w przypadku pick'n'rolli rywali.

Nadal jednak wielu wydaje się, że gra bez środkowego to szaleństwo - jest to coś nowego, niespotykanego, dlatego takie są opinie. Wszyscy liczyli na to, że środkowi przeciwników Houston zdominują grę pod koszem, jednak mimo przewagi wzrostu nie jest to łatwe - kto z nas chciałby się przepychać z PJ Tuckerem? LA Lakers, którzy mają jedną z wyższych drużyn, zebrali zaledwie o jedną piłkę więcej w meczu przeciwko Rakietom, więc jak widać nie będzie to takie łatwe zadanie, by zdominować Houston na tablicach...

Mecz z Lakers pokazał przede wszystkim, że atak Houston będzie wyglądał lepiej niż z Capelą, który sprawiał, że przy wjazdach na kosz któregoś gracza obwodowego było mniej miejsca i możliwości. Szczególnie widać to w przypadku Russella Westbrooka, którego trudno powstrzymać, gdy atakuje kosz, a brak Capeli blisko obręczy daje przestrzeń na takie akcje i na lepszą grę Westbrooka w ostatnich meczach miał wpływ brak Szwajcara na boisku. Ponadto przy graczach, którzy stanowią zagrożenie z dystansu, każda pomoc przy ataku na kosz skutkuje podaniem do dobrego strzelca zza łuku, na co Rockets tylko czekają.



Po wygranej z Lakers przyszła dość kompromitująca porażka z Phoenix Suns, jednak Rockets grali wówczas bez Russella Westbrook, dzień po dniu i Eric Gordon doznał kontuzji. Takie mecze określa się mianem przegranej ze względu na terminarz - bardzo trudno po wymagającym meczu i podróży zagrać kolejny raz świetnie następnego dnia na wyjeździe.

Ten eksperyment dalej będzie trwał i zobaczymy, jakie przyniesie wyniki. Mimo, że wielu skreśla ekipę Rockets, ja uważam, że wymiana Capeli to był dobry ruch i ryzyko warte podjęcia, gdyż z nim w składzie sukcesu raczej by nie osiągnęli. Teraz widzę większe szanse Rockets, choć i tak nie będą głównymi faworytami do wejścia do finału...


Dzięki za poświęcony czas :)

Komentarze