Toronto Raptors - niedoceniany pretedent? [sezon 17/18]

Chociaż mało się o nich mówi i niewiele osób wskazuje ich jako kandydatów do wygrania konferencji Wschodniej, to póki co Toronto Raptors są jej liderami i po cichu zaliczają świetny sezon, obok którego nie można przejść obojętnie.

Zeszły sezon był czwartym z rzędu dla ekipy z Kanady, który zakończyli w czołowej czwórce Wschodu i jednocześnie drugim kolejnym, w którym przeszli 1. rundę play-offów i ich pogromcą okazali się Cleveland Cavaliers (tyle, że w zeszłym roku była to 2. runda, 2 lata temu – finał konferencji i udało się wówczas urwać 2 mecze).

Latem poczyniono kilka ruchów, które jednak nie wskazywały na to, że drużyna ta będzie mocniejsza – co prawda zatrzymano Kyle’a Lowry’ego i Serge’a Ibakę i wybrano w drafcie OG Announoby’ego, lecz odeszli PJ Tucker i Pattrick Patterson, wytransferowano DeMarre Carrolla, a w zamian za Cory’ego Josepha pozyskano w wymianie CJ Milesa.

Takie zmiany nie zachwyciły większości ekspertów i sam spodziewałem się po Toronto wyniku podobnego do tego z zeszłego roku i bycia przez najbliższe sezony taką Atlantą Hawks z poprzednich lat, czyli solidną drużyną, która co rok dochodzi do 2.rundy play-offów, lecz nie osiąga nic więcej… jednak póki co to Toronto jest liderem Wschodu i można o nich pisać wiele dobrego, choć mało kto coś w ogóle o nich mówi…


Jak to możliwe, że Raptors są liderami Wschodu i praktycznie nic się o nich nie mówi?

Nie wszyscy biorą na poważnie to, że Raptors są liderami konferencji, bo trochę pomogły problemy u konkurencji: Cleveland Cavaliers mieli sporo różnych kłopotów i nie chodzi tu o kontuzję Kevina Love’a (więcej o tym w plusach i minusach, które już niedługo), a Boston Celtics grają cały sezon bez Gordona Haywarda, a w ostatnich 11 spotkaniach nie wystąpił Marcus Smart.

Wydaje mi się, że jedną z przyczyn braku rozgłosu Toronto jest fakt, że to jedyna ekipa NBA z Kanady, a amerykańskie media nie chcą promować nieamerykańskiej drużyny. Świadczy o tym chociażby to, że w całym sezonie w telewizji amerykańskiej jest pokazywane 12 spotkań Raptors podczas, gdy obejrzeć można np. 35 meczów LA Lakers…

Jest jednak jeszcze inny powód braku zaufania w dobre rezultaty Raptors – chodzi o ich ostatnie występy w play-offach – były one gorsze niż wyniki w sezonie regularnym i nawet, jak wygrywali serie, były to zwycięstwa nieprzekonywujące, często minimalne. Choć wydaje się, że ekipa z Toronto zdobyła cenne doświadczenie, to niebezzasadne wydają się wątpliwości o play-offową formę drużyny z Kanady…

Do play-offów jeszcze trochę czasu, jak będzie, zobaczymy, ale póki co skupmy się na tym sezonie.

Co stoi za sukcesem Raptors w tym sezonie?

Inny styl gry. Pamiętam, jak kanadyjska ekipa grała rok czy dwa temu i widzę różnicę patrząc na to, co prezentuje w tym sezonie. Statystyki potwierdzają wiele moich obserwacji, którymi się podzielę.

Zacznę od opisu tego, jak drużyna grająca na co dzień w Air Canada Center prezentowała się w zeszłym sezonie – była to koszykówka oparta w głównej mierze na 2 liderach w osobach Kyle’a Lowry’ego i DeMara DeRozana, którzy razem oddawali średnio ponad 36 rzutów z gry na mecz (43% prób drużyny), było sporo izolacji (8,5% posiadań, 6. miejsce w lidze), a tempo gry nie było powalające (22. miejsce w NBA).

Co się zmieniło?

W tym sezonie liderzy Toronto oddają o ponad 5 rzutów mniej (35% z oddanych prób całego składu), bardziej angażując innych kolegów z zespołu. Biorąc bardziej zaawansowane statystyki, podobnie do ilości rzutów liderów, spadł ich wskaźnik Usage, czyli zmniejszyła się procentowa liczba posiadań, w których liderzy Raptors mieli piłkę – u DeRozana ten wskaźnik spadł o prawie 5 punktów procentowych, a u Lowry’ego o ponad 2.

Wspomniałem o angażowaniu innych graczy przez liderów ekipy z Kanady. Tu chciałbym zwrócić uwagę na wzrost liczby asyst rzucającego obrońcy kanadyjskiej ekipy (z 3,9 na 5,2), który udowadnia, że nie jest tylko dobrym strzelcem, ale również potrafi wykreować partnerom dogodne pozycje do zdobycia punktów. Patrząc na inną, bardziej zaawansowaną statystykę dotyczącą asyst, można dojść do wniosku, że Toronto gra bardziej zespołowo – w zeszłym sezonie prowadzili w lidze w liczbie trafionych nieasystowanych rzutów z gry (stanowiły one 53% wszystkich prób), natomiast w tym sezonie są poza czołową dziesiątką tej statystyki (43%). Nie dziwi więc, że spadła także liczba izolacji – z 8,5% posiadań na 5,6%, co daje 24. miejsce w lidze pod względem częstotliwości takich akcji.

Będąc przy zespołowości Toronto nie można pominąć świetnej gry rezerwowych w tej ekipie. Jest to jedna z najlepszych ławek w lidze – gracze niewychodzący w pierwszej piątce zdobywają nieco ponad 40 punktów na mecz (7. miejsce), zazwyczaj więcej od rywali (najlepszy net rating wśród ławek: +8,8, czyli średnio na 100 posiadań są lepsi od przeciwników o 8,8 punktu), natomiast w zeszłym sezonie nie wyglądało aż tak dobrze (co prawda dobre 3. miejsce w net ratingu, lecz zaledwie 32 punkty na mecz rezerwowych, co stawiło ich na 25. miejscu w lidze).

Dzięki dobrej dyspozycji drugiego garnituru (aż 6 rezerwowych zdobywa średnio więcej niż 6 oczek na mecz), Dwane Casey nie boi się dawać liderom Raptors więcej odpoczynku i dlatego liderzy Toronto przebywają mniej na parkiecie niż w zeszłym sezonie (średni czas gry Lowry’ego spadł z 37,5 do 32 minut, a DeRozana z 35,5 na 34). Biorąc pod uwagę, że właśnie w play-offach podstawowi gracze zawodzili, byli zmęczeni, wydaje się, że mniej minut dla liderów w sezonie regularnym może okazać się kluczem do dobrej formy w najważniejszej części sezonu.

Zostając jeszcze przy rezerwowych Toronto, warto zauważyć, jaką energię wnoszą do gry zarówno w obronie, jak i w ataku. Ta energia, którą wnoszą do gry, motywuje podstawowych graczy do lepszej gry i daje radość z gry całej ekipie. Uważam, że to w głównej mierze dzięki dobrej postawie ławki Raptors poprawili się w blokach (2. miejsce w lidze, średnio 6 na mecz, z czego 3,1 to bloki rezerwowych), a także grają szybciej (liczba posiadań na mecz wzrosła o ponad 3, co dało awans na 9. pozycję z 24. miejsca w zeszłym roku).



Kolejną zmianą w grze ekipy Dwane’a Casey’a jest zwiększenie liczby rzutów za 3 punkty przy jednoczesnym zmniejszeniu ilości rzutów z półdystansu. To samo w zasadzie można powiedzieć o każdej drużynie NBA, jednak w przypadku Raptors widać wielką różnicę. Podczas gdy w zeszłym sezonie rzuty za 3 stanowiły niespełna 29% oddanych rzutów z gry (22. miejsce w NBA), teraz jest to prawie 37% (7. pozycja w lidze), natomiast ilość rzutów z półdystansu spadła z 20 do 13 na mecz.

Warto zwrócić uwagę na postęp DeMara DeRozana w rzutach dystansowych – może 1,2 celne trójki na mecz nie powalają na kolana, ale porównując to z 0,4 z zeszłego sezonu widać różnicę (trafia trzykrotnie więcej trójek na mecz). Podobnie sytuacja ma się z Jonasem Valanciunasem – litewski środkowy w swojej karierze do zeszłego sezonu włącznie oddał 4 rzuty z dystansu, natomiast w tym sezonie trafił już 20 razy zza łuku (na 42 próby), co otwiera możliwości wejścia pod kosz dla kolegów z drużyny. Ta nowa umiejętność Litwina sprawia, że kryjący go środkowi nie mogą go pozostawić wolnego na obwodzie, bo kończy się to w ten sposób:


Kolejną ważną rzeczą w grze Toronto jest szanowanie piłki. Choć tu nie widać progresu, lecz minimalny regres, co wynika ze zwiększonego tempa gry, to niewielka liczba strat (średnio 13,2 na mecz, 5. miejsce w lidze) jest ważną rzeczą, która niejednokrotnie sprawia trudności rywalom mającym mało okazji do kontr i łatwych punktów.

Czy są szanse na dobry wynik Toronto w play-offach?


Z jednej strony są obawy o formę w najważniejszej części sezonu, tak jak bywało to w poprzednich sezonach, ponieważ w play-offach często właśnie głębia składu, którą dysponują Raptors, nie ma takiego znaczenia – w zespołach występuje zazwyczaj 7 lub 8 najlepszych graczy. Jednak z drugiej strony zawsze dobrze mieć szeroką rotację i w zależności od dyspozycji dnia wystawiać najlepiej spisujących się graczy. Ponadto, jak już wcześniej wspominałem, wydaje mi się, że w poprzednich latach liderzy Toronto zawodzili ze względu na zmęczenie z powodu sporej ilości minut w sezonie regularnym, więc ten rok powinien być lepszy. Dodatkowym argumentem przemawiającym za dobrym rezultatem w play-offach jest najlepszy bilans w NBA w meczach u siebie (24-4), co przy możliwym 1. miejscu na Wschodzie da przewagę parkietu (i zapewne też psychologiczną) do finału konferencji włącznie.

Myślę, że ekipa z Kanady jest mocniejsza niż rok czy dwa lata temu i świetny wynik w sezonie regularnym to nie przypadek, lecz play-offy rządzą się swoimi prawami. Niemniej jednak uważam, że oglądamy najlepszą wersję Raptors w historii tej organizacji i uważam, że są oni cichym kandydatem do wejścia do finału NBA, którego nie można nie doceniać.

Komentarze

  1. świetnie napisany tekst, czy kiedykolwiek w historii NBA tytuł zdobyła jakaś drużyna nie amerykańska?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie :p największym sukcesem Toronto od ich powstania (1995 r.) jest finał konferencji sprzed 2 lat, a Vancouver Grizzlies mający 6-letni epizod (1995-2001) nie byli ani razu w play-offach...

      Usuń

Prześlij komentarz